Menu Zamknij

Autor: Ewa z Chwaściarni

Mieszam i wzruszam się 🙂

Rozgrzewająca maść na dłonie i stopy

Halo, ogłaszamy tydzień kolendrowy. Właściwości tej rośliny zachwycają nas od dłuższego czasu, obkupiliśmy się w ziarna i tłoczymy olej, zapach roznosi się po całym domu, idzie z nami nawet do pracy.
Dziś zróbmy razem maść na zimne dłonie i stopy.
Czasem warto wrócić do korzeni, łapska marzną, stawy jęczą, z kolendrą takie rzeczy to bajka na dobranoc. Skupmy się na niezastąpionych korzyściach oleju i olejku z kolendry. Jeśli zajrzyjcie na bloga Herbiness tutaj:
http://www.herbiness.com/olejek-kolendrowy-wlasciwosci…/, znajdziecie informację o rozgrzewających właściwościach kolendry. Jak to w praktyce wygląda? Grzeje w maści i masażu pięknie, rozgrzewa stawy i pobudza krążenie co czyni go numerem jeden w składzie kosmetyki i terapii zimowych. Maść, o składzie jak na fotografii poniżej, grzała zimne stopy do rana, w zasadzie na spacer rękawice i skarpety wydają się zbędne 😉
Przepis?
60g maceratu żywica świerkowa w oleju kokosowym
3g wosku pszczelego
2g Imwitor 375 (można pominąć, ale jeśli macie to zachęcamy do dodania)
20g oleju z nasion kolendry
20g naparu z korzenia imbiru
1g olejku eterycznego z nasion kolendry
1g olejku eterycznego z imbiru
Rozpuszczamy maceratu z żywicy z woskiem pszczelim, imwitorem i lanoliną w kąpieli wodnej. Miksując wlewamy po kilka kropli napar imbirowy z glicerytem kasztanowym. Mieszamy do zemulgowania i przestygnięcia(maść zrobi się jednolita i jaśniejsza). Wciąż mieszając dodajemy olej z kolendry z olejkami eterycznymi. Zostawiamy na kilka minut i mieszamy jeszcze raz przez chwilę. Potem już tylko do słoika i gotowe 😃
A już jutro kolendrowa wcierka do włosów, które znikają 🙂

Żywa maść z matki octowej

Apteczka wypełniona po brzegi a w niej tribiotic, altacet i insze cuda. Jesteśmy już na tyle samodzielni, że dajemy radę z szafką pełną ziół, a żywe kultury bakterii i kwasy mają w niej szczególne miejsce.
Ocet dobry na stłuczenia i opuchlizny, kwas mlekowy przy grzybicy ma działanie odkażające, nawilżające i złuszczające. Aloes przyniesie ulgę, zaś z kwasem ma się za pan brat, a lanolina zapewni skórze warstwę ochronną. Wszystko to zmieściliśmy w jednej „żywej maści”
Niezbędnik każdej matki z matką w tle 😉
W rondelku rozpuść 80g oleju kokosowego lub tłuszczu gęsiego, po wystudzeniu dodaj 20ml maceratu olejowego ( żywokost, żmijowiec, arnika lub nagietek )
Do fazy wodnej zmiel 40g matki octowej, za pozostałe 6g posłuży nam żel aloesowy i 4g 20% roztworu kwasu mlekowego
Połącz obie fazy miksując 15g lanoliny w olejach stopniowo dolewając fazę wodną – VOILA.

Pasta do mycia twarzy

Próba nr 3
I jak? Mało, mało tych inspiracji? To teraz wchodzę z pastą do paszczy. Rewelacyjna jako peeling, przy odrobinie wysiłku potrafi nawet ładnie wyglądać w sloiczku, a jeśli dodacie do niej odrobinę glukozydu (jakieś 7-9%) i nieco glukozydu decylowego, a potem wymieszacie do konsystencji gęstego ciasta to uzyskacie plastelinę do mycia twarzy (robicie walce, jak na pierogi leniwe czy kopytka-nie wiem, nie gotuję, wkladacie do płaskiego pudelka i tyle). Można zrobić plastelinę w kilku kolorach, wszystko zależy, jak zazwyczaj, od Waszej kreatywności.Plastelinę odrywamy po kawałku, rozrabiamy w dłoniach z wodą i myjemy twarz. Pomysł na prezent pierwsza klasa 😃
Tym razem nie widać posta, zatem wklejam tu jak było 😃
Wracam z pastą do paszczy. Kiedyś już o niej pisałam, ale teraz zapisałam przepis.
Po tłoczeniu i zlaniu oleju zawsze zostają mi takie mocno nieprzefiltrowane resztki na dnie. Szkoda wylać, a wszystkiego naraz nie wypiję, ani w siebie nie wetrę. Patrząc na te pozostałości, na tę mąkę i w lustro pomyślałam, że przydałby się jakiś peeling do buzi. Taki co oczyści, wygładzi i zrobi dobrze na całej twarzy. Przypomniałam sobie o tej paście. Ilość większa niż jedna porcja, ale to już sobie dzielcie 🙂 Oczywiście przepis można dowolnie modyfikować, nie masz wytłoków to miel cały słonecznik i wtedy dodaj mniej oleju, nie masz glinki to nie dodawaj, oleje można wymieniać na potrzeby swojej cery. Mojej odpowiadają te, których użyłam. Nie zapychają i pomagają oczyścić skórę z zaskórników, a z tym mam problem gdyż pracuję w firmie budowlanej gdzie codziennie jestem pokrywana kurzem ze szlifowania betonowych elementów. Latem, gdy mamy otwarte okno, kurzy się tak, że gdy wstajemy po godzinie od biurka to ślad naszej postaci nadal tam jest.
Płatki róży do pasty dodałam dla luksusu.
Przepis jest prosty.
Zmielone płatki owsiane 5 łyżek
Zmielone wytłoki czarnuszki 1 łyżka
Zmielone wytłoki słonecznika 8 łyżek
Olej z czarnuszki 3 łyżki
Olej lniany 2 łyżki
Olej slonecznikowy 1 łyżka
Glinka ( dałam zmieszane czerwoną, białą i zieloną, bo miałam resztki)1 łyżka
Zmielone płatki róży 1 łyżka
Olejki eteryczne ok 3 ml – ja dałam szałwiowy i may chang. Pachnie nienachalnie, ale zabija czarnuszkę.
Używamy do mycia buzi nabierając suchą dłonią niewielką ilość, na dłoni zwilżamy wodą, rozcieramy do uzyskania pasty i szorujemy twarz. Potem trzeba spłukać.
Mieszamy wszystko w jednej misce i przekładamy do słoiczków. Ja zrobiłam jeszcze eksperyment dodatkowy, podzieliłam to wszystko na cztery części. Do jednej dodałam rozpuszczonego mydła potasowego, do drugiego glukozydu decylowego, do trzeciego Sucragelu. Każdego po łyżce. Będę testować czy pozostawić suchą pastę czy lepiej z którymś dodatkiem. Na razie użyłam z mydłem potasowym i efekt mnie zadowala. Sąsiadka też użyła i twierdzi, że jest wygładzona 🙂
Sucragel zakupiłam kiedyś chyba w Zielonym Klubie, nie wiem czy jest jeszcze dostepny, ale ujął mnie opis, ze spontanicznie emulguje. Faktycznie. Spontanicznie.