Menu Zamknij

Kategoria: Galeria mydeł

Mydło zdobione

Ostatni czas upłynął mi pod znakiem tęczy. Nie powinno dziwić zatem, że ta w końcu musiała znaleźć się w mydle. Wyjątkowo przygotowałam się do niego wykonując nawet odręczny projekt na karteczce, żeby nie pomylić kolejności kolorów. Przygotowania niewiele dały ponieważ nie sprawiły, że mydło wykonałam zgodnie z projektem. Ale chciałam 😉 Do jedenastu kubeczków rozlałam różne kolory, załączyłam energiczną muzykę i się rozmydliłam. Podobno w trakcie ktoś do mnie dzwonił, podobno nawet ktoś z rodziny do mnie podszedł, a ja warczałam. Nie wierzyłabym w to do końca, bo ludzie różne rzeczy gadają, w każdym razie efekt jest widoczny na zdjęciach. Tęcza się rozjechała, następnym razem spróbuję dokładniej. Zdjęcia wykonałam przy domowej Niagarze. Ubrałam stopy w jakieś głupie klapki. Trochę się pośliznęłam, niezbyt mocno, ale misternie ułożone kamienie osunęły się do wody wraz z jednym klapkiem. Wielkiego nieszczęścia nie było, ale ryby się na mnie boczą do teraz. Przepis wśród zdjęć. Moja letnia tęcza też, ale tej na wzór nie brałam.
Tęczy nie będzie, tej mojej. Nie mogę jej znaleźć 🙁
   

Mydło krajobrazowe

Dzień dobry. Wracam do siebie:-) Lato miałam jakieś trudniejsze, na początku września jedno dziecko posłałam do szkoły, drugie odjechało na studia i poczułam, ze czas ucieka, ale po Festiwalu Mydła i Dzikiej kosmetyki nabrałam nowych sił i postanowiłam coś ukręcić. Zobaczyłam gdzieś piękne zdjęcie. Chodziło za mną chodziło i wychodziło. Zrobiłam kostki uczepowe z olejem migdałowym, oliwą, masłem shea, kakaowym i olejem kokosowym. Plus mleczan sodu. Barwione glinkami, ultramaryna i trochę miki.
Miałam ogromne obawy, że nic z tego. Po pierwsze nie wiedziałam jak się ułożyło po wylaniu, po drugie nie przeszło fazy żelowej i rano w formie.miałam konsystencje roztopionego masła. Nawet pomyślałam, że dodałam za dużo oliwy, ale i tak wsadziłam w piekarnik chcąc ratować. Po kilku godzinach ukroiłam jedną kostkę. Jestem, jak nigdy, zadowolona z efektu:-) Masę wylewałam cienkimi warstwami po tekturce, w sumie jedenaście kolorów. Z resztek, które zostały zrobiłam małe mydełko w drugiej formie. Wsadziłam tam drewienko, bo chciałam stworzyć efekt po przejściu lodowca, tak przesunąć, ale ręka mi się osunęła i tylko zepsułam , a i dłonie ubrudziłam. Zbieram się do pokazania zdobienia w kropki i podzielenia się wszystkimi przepisami. Na szczęście wieczory coraz dłuższe 🙂

       

Mydło z resztek

Tak, to moje mydło 🙂 Po ostatnim szaleństwie uznałam, że czas zrobić coś z mydlanymi resztkami, których sporo się uzbierało. No może nie tak to było. Było trochę inaczej. Przygotowałam sobie wszystko do zrobienia nowego mydła, ale w momencie gdy miałam zacząć odmierzać oleje zorientowałam się, że w pudełku z napisem olej kokosowy znajduje się masło kakaowe. Na to jeszcze w sumie mogłam przymknąć oko i zmienić przepis, ale zauważyłam tez, że posiadam już tylko jedną rękawiczkę. Mydło miało być ozdobne do czego potrzebowałam obu rąk , zatem postanowiłam nie ryzykować, choć przyznam, że chwila wahania była. Wahając się spoglądałam na rękawice zimowe mojego syna, ale po pierwsze są ciut za małe, po drugie mają tylko jeden palec. Mogłoby to stanowić pewną przeszkodę. I tak rzuciłam się na te moje ścinki. Wrzuciłam wszystko do gara (było ponad kilogram) , dodałam łyżkę gliceryny i ok 1/5 kubka wody. Roztopiłam bezpośrednio na kuchence . Wcześniej większe kawałki starłam na tarce, ale część po prostu połamałam tak aby pełniły rolę zaskoczenia w tej szaroburej mazi. Po roztopieniu po prostu upchnęłam wszystko w plastikowym pudełku. Po ostygnięciu wyjęłam i pokroiłam. Teraz trochę musi odstać, aby stało sie twarde i można używać. Z tych resztek wyszło mi 12 takich kosteczek.
W trakcie przetapiania resztek nikt nie ucierpiał.
       

Mydło zdobione

To był jakiś taki dzień, jeden z tych gdy wydaje sie, że nas nie ma. Musiałam więc zaakcentować swoją obecność na świecie i zrobić mydło. Czy na świecie to sie jakoś echem odbiło? Myślę, że nie, ale w domu na pewno, gdyż zrobiłam z rozpędu 7 kg. Kręciłam do późnej nocy aż uznałam, że moje poczynania przestały mieć logiczne uzasadnienie. Rano planowałam wyjazd do polskiego Horsens czyli Konina, a mydła jeszcze nie były gotowe. Zostawić w formach na trzy dni? Nader ryzykowne. Zapakowałam do bagażnika, doszły po drodze. Trasę Mierzwin- Konin pokonałam w zawrotnym tempie 7 godzin ( ok. 300 km), jakbym do prawdziwego Horsens jechała 🙂 I nawet nie jechałam powoli, przygody miałam, drobne takie. Zgubiłam się już przed Głogowem, bo wjechałam od innej strony niż zazwyczaj. Pokręciłam się bez sensu, wyjechałam w końcu na Leszno i tam już mi dobrze szło, ale trafiłam do Gostynia. W Gostyniu mają takie rondo bardzo nieprzyjazne kierowcom. Dla mnie było na tyle nieprzyjazne, że wjechać to na nie wjechałam prawidłowo, ale opuściłam je pod prąd. Z kolei w Jarocinie tak bardzo się ucieszyłam, ze widzę drogowskaz z napisem Konin, że nie zwróciłam uwagi, że Konin owszem, ale w lewo. Pojechałam prosto, ale za to zdążyłam zrobić znakowi zdjęcie, dzięki czemu jakieś 20 km dalej mogłam sie spokojnie upewnić, że powinnam wrócić. Zdjęcie było zrobione dla moich przyjaciółek, aby im pokazać, że los dał mi szansę, na to, że dotrę miejsce. Szansę wykorzystałam, podobno autobus jedzie tyle co ja. Ale jak miałam z taką ilością mydeł wsiąść do autobusu?
Wracając do nich, wykorzystałam większość tłuszczowych zapasów z domu. Głównie masło shea, olej kokosowy, olej ryżowy, winogronowy, oliwę z oliwek i masło kakaowe. Zmieniałam tylko maceraty olejowe (nagietek, lawenda, wrotycz, krwawnik) i napary. Pierwsze nawet z mlekiem kozim, bo zamrozilam już dawno w tym celu. Zdjęcia wymęczone, ponieważ słońce było widoczne tylko o wschodzie. Wschód przyczaiłam na wieży widokowej w Potażnikach, lekko spóźniona, ale tam jest naprawdę wysoko 🙂
Jeśli kogoś interesuje metoda zdobienia to większości nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale przy zdjęciach poczyniłam próby wyjaśnienia 🙂
Nigdy więcej takiego maratonu, dobrze, że mój starszy syn jest na obozie. Powierzchnia jego pokoju prawie w całości pokryta jest mydłem 🙂
Niestety nie mogę dodać więcej zdjęć:-) Nie będzie koziego mydła i wschodu słońca, ani też drogowskazu z napisem Konin 🙂

   

Mydło tranowe

Decyzja o weekendzie w Borowicach z poezją śpiewaną okazała się jedną z lepszych jakie podjęłam. Dawno tak dobrze się nie bawiłam. Należało się to i mnie i mojej przyjaciółce po trudnym tygodniu.
Poprzedni tydzień z racji pogody był dla mnie mocno mydlany, popadłam w szaleństwo. W związku z tym w drugi dzień festiwalu zabrałam z sobą świeże mydła z trzech powodów. Po pierwsze aby bardziej natchnione muzycznie były, po drugie aby zrobić im zdjęcia i po trzecie aby się z domu wyrwały.
Przez fakt, że wracałyśmy w środku nocy, auto przy domu zaparkowałam dość niechlujnie, co okazało się mieć konsekwencje dnia kolejnego. Wyjeżdżając lekkim popołudniem nie spojrzałam w lusterka i cofając przejechałam po pięknie ukwieconym i zachwaszczonym rondzie . Zauważyłam nieszczęście gdy wróciłam i po uruchomieniu krótkiego procesu myślowego ( do długiego nie byłam zdolna) postanowiłam w miejscu przejazdu wyrwać rośliny i otrzepać z ziemi tak aby przykryły ślady. I w sumie gdy już byłam zadowolona z efektu pod dom zajechał Władca Ronda i zapytał dlaczego. Dlaczego przejechałam po roślinach. Uśmiech zamarł mi na ustach, szczęka łagodnie uderzyła o podłoże i do dziś zastanawiam się co przeoczyłam;)
Mydło niebieskie, które w środku w zamierzeniu miało mieć piękną różę, a obrazuje piękny kawałek boczku jest zrobione z masła shea, oleju kokosowego, oleju winogronowego, oleju rycynowego i masła kakaowego. I chyba jeszcze olej rzepakowy dorzuciłam. Pachnie różami, nie żeby wcześniej dawało boczkiem, tylko tak po prostu chciałam. Kręciłam je na wyczucie, ponieważ gdy już byłam u kresu kalkulatora przeszkodził mi czynnik ludzki, zatem zdeterminowana obliczenia porzuciłam. Oczywiście wszystkie wartości użytych tłuszczów i NaOH zapisałam i po wprowadzeniu kolejnego dnia do kalkulatora okazało się , że powinno wyjść całkiem miłe dla ciała mydło z przetłuszczeniem 6%. Tej metody robienia mydła absolutnie nie polecam nikomu, korzystajcie z kalkulatorów, to bardzo ważne, żeby prawidłowo wyliczyć wszystkie wartości przed rozpoczęciem procesu. Temat mojej głupoty w tym zakresie zdecyduję się pominąć.
Mydełko z kropką jest wykonane z tranu, którego nikt nie chciał w domu spożywać, a ponieważ zapach nie był zachęcający, zalałam masę mydlaną olejkiem z mięty pieprzowej, co wadę tę usunęło w całości. Poza tranem dodałam oleju ryżowego, który pięknie utwardza mydła, masło shea, olej kokosowy, olej winogronowy, napar z mięty i odrobinę miodu. Tran otrzymało moje dziecko w przedszkolu w ramach jakiejś akcji, dziecko pić nie chciało (tran wyjątkowo śmierdzący był), w sumie nikt nie chciał i ojciec mój rzucił od niechcenia: mydło z tego zrób. Pomysł uznałam za jedyny słuszny i tak uczyniłam jak powiedział. Tato mój mocno zakręcony jest, trochę jestem do niego podobna i pamiętam jak kiedyś, mając jakieś 17 lat, szłam wieczorem osiedlem do domu. Ciemno było, ale nie aż tak. Z naprzeciwka szedł jakiś mężczyzna, który wydał mi się znajomy, więc nauczona przez rodziców powiedziałam dobry wieczór. Człowiek, okazało się też dobrze wychowany, odpowiedział dobry wieczór i poszedł. Kilka sekund później coś mnie tknęło, odwróciłam się i krzyknęłam: Ej, tato! Odwrócił się. Tak, to był mój tato. Jego nic nie tknęło…

   

Mydło miętowe

To takie przykre, że musiałam je wykonać, ale czas był najwyższy. Zabierałam się jak do jeża, a to dlatego, że natychmiast smutek mnie dopadał. Jest to mydło dla mojego synka, który właśnie zdał fantastycznie maturę i lada dzień opuści dom. Ja zaś mam początki syndromu opuszczonego gniazda. Mydło ma być dla młodego na studia,żeby czysty był. Ukręciłam mu ponad kilogram. Książę zażyczył aby nie było tłuste ( potem ponoć struny w gitarze śliskie, ja uważam, że wystarczy nie jeść palcami przed graniem), aby myło i było miętowe. Chciałam zrobić maskujące, z tego co mgliście pamiętam studia są jak pole walki, może będzie musiał się ukrywać w łazience. Z tym maskowaniem to raczej wyszło, wykonałam kilka zdjęć w lesie , na których po prostu mydło jest nie do odnalezienia. Dlatego wróciłam do domu i cykałam w kaktusach.
Mydło zawiera masło shea, olej kokosowy, olej rzepakowy, oliwę z oliwek, olej słonecznikowy, olej rycynowy i ogrom miłości o zapachu mięty.
       

Mydło lawendowe

Ono takie nie moje. To mydło co zrobiłam, skład zacny: shea, kokos, oliwa, lawenda w winogronie, rycyna , wosk pszczeli i masło kakaowe, ale te kolory… Nie lubię fioletu, ale coś mnie podkusiło ze względu na ten lawendowy akcent w formie maceratu. Myślę, ze wymyśliłam to sobie jako karę, takie samobiczowanie. Żebym teraz na to patrzyła i było mi przykro. Patrzę. Przykro mi, głównie dlatego, że nie jest mi przykro. Anioł w zieleniach i fioletach rzucający się w przepaść, aureola została na górze, lubię sobie wymyślać co mi tam wyszło. To jak w wosku.
Wracając do przykrości. Jechałam parę dni temu gdzieś bez nawigacji za głosem serca. Serce mam głupie więc zgubiłam się. Zatrzymałam auto i wysiadłam ponieważ zauważyłam w oddali rowerzystę. Gdy zbliżył sie do mnie rozpoczęłam proces pytania o drogę od gromkiego, uśmiechniętego „dzień dobry!”. Rowerzysta odpowiedział dzień dobry i… odjechał…
Myślę, że moje dzień dobry nie zawierało pytajnika.

Mydło makowe

Mydło zrobiłam 🙂 Makowe, limitowane, sztuka jedna wyszła:-) Błędów poczyniłam kilka. Po pierwsze dodałam 7% wosku pszczelego. Po drugie to chyba nie był ten dzień. Po trzecie moja niecierpliwość kazała mi wcisnąć je do lodówki, a po czwarte to nie wiem 🙂 Jak kroiłam to połamałam dwie kostki. A jak mieszałam NaOH to poparzyłam sobie nadgarstki. Za krótkie rękawice chyba.
Olej z maku wytłoczyłam dość dawno temu , stał i czekał na moją moc. Dodałam oliwy z oliwek, masło shea i oleju kokosowego, dziwne, że w tej konfiguracji w misce się nie zespoliło.
Zrobiłam jeszcze więcej w dużej formie, ale wyszło tak paskudne, że nie pokażę 🙂 Pokażę za to człowieka z liściem na głowie 🙂

   

Mydło dziecięce

Fantastyczne są 🙂 Muszę się pochwalić
Kremowa piana, delikatne, lekko natłuszczające, idealne dla dzieci. Przetestuję na jakimś:-) Są już dojrzałe więc można 🙂
Biedronki, ważki, pszczółki i statek ze Star Wars, lubię korzystać z tych foremek gdy robię mydła monotematyczne. Chociażby takie jak te dla dzieci lub czekoladowe.
Bez dodatków zapachów i barwników.
W składzie dałam super oleje, które nie podrażniają i mogą być stosowane nawet przez osoby mające wrażliwą skórę i dzieciątka. Jest olej migdałowy, oliwa z oliwek, masło shea i olej kokosowy.
Nie wywróciłam się dziś, ani nie wpadłam do wody.

   

Mydło nagietkowe

Cały czas ćwiczę, aż zrobię takie jak sobie wymyśliłam. Nie dlatego, że chcę takie mydła krajobrazowe robić, ale dlatego, że się już uparłam.
Tak w ogóle jest to mydło nagietkowe. Napar z nagietka, macerat olejowy z nagietka, olej z pestek winogron, masło shea, olej kokosowy i oliwa z oliwek. Całkiem sympatyczny przepis, ma sporą ilość niezmydlonego tłuszczu zatem sprawdzi się przy skórze suchej, zniszczonej, łuszczącej się. Złagodzi stany zapalne i wygładzi. Zapachu brak, za to mleczan sodu jest, a także odrobina soli z Portugalii.
Poszłam zrobić zdjęcia. Zrobiłam i wysłałam przyjaciółce do wstępnej oceny, tak sobie korespondowałyśmy radośnie i równocześnie postanowiłam podlać warzywka. W tym celu wzięłam konewkę i udałam się do naszej dziury z wodą w asyście trzech szalonych psów.
Znalazłam fajne miejsce na postawienie nogi, żeby elegancko się schylić i zatankować naczynie, po czym , zupełnie znienacka, do tej wody wpadłam. To nie było fajne miejsce. Maskując zdziwienie szybciutko usiadłam, żeby sąsiedzi myśleli, że tak sobie siedzę, bo mi wygodniej nabierać. Wcale nie było wygodniej.Jutro rzucam konewką na sznurku. Psy się rozeszły niepostrzeżenie.