Menu Zamknij

Tag: Olej abisyński

Pasta do mycia twarzy

Wracam z pastą do paszczy. Kiedyś już o niej pisałam, ale teraz zapisałam przepis.
Po tłoczeniu i zlaniu oleju zawsze zostają mi takie mocno nieprzefiltrowane resztki na dnie. Szkoda wylać, a wszystkiego naraz nie wypiję, ani w siebie nie wetrę. Patrząc na te pozostałości, na tę mąkę i w lustro pomyślałam, że przydałby się jakiś peeling do buzi. Taki co oczyści, wygładzi i zrobi dobrze na całej twarzy. Przypomniałam sobie o tej paście. Ilość większa niż jedna porcja, ale to już sobie dzielcie 🙂 Oczywiście przepis można dowolnie modyfikować, nie masz wytłoków to miel cały słonecznik i wtedy dodaj mniej oleju, nie masz glinki to nie dodawaj, oleje można wymieniać na potrzeby swojej cery. Mojej odpowiadają te, których użyłam. Nie zapychają i pomagają oczyścić skórę z zaskórników, a z tym mam problem gdyż pracuję w firmie budowlanej gdzie codziennie jestem pokrywana kurzem ze szlifowania betonowych elementów. Latem, gdy mamy otwarte okno, kurzy się tak, że gdy wstajemy po godzinie od biurka to ślad naszej postaci nadal tam jest.
Płatki róży do pasty dodałam dla luksusu.
Przepis jest prosty.
Zmielone płatki owsiane 5 łyżek
Zmielone wytłoki czarnuszki 1 łyżka
Zmielone wytłoki słonecznika 8 łyżek
Olej krokoszowy 2 łyżki
Olej abisyński 1 łyżka
Glinka ( dałam zmieszane czerwoną, białą i zieloną, bo miałam resztki)1 łyżka
Zmielone płatki róży 1 łyżka
Olejki eteryczne ok 3 ml – ja dałam szałwiowy i may chang. Pachnie nienachalnie, ale zabija czarnuszkę.
Używamy do mycia buzi nabierając suchą dłonią niewielką ilość, na dłoni zwilżamy wodą, rozcieramy do uzyskania pasty i szorujemy twarz. Potem trzeba spłukać.
Mieszamy wszystko w jednej misce i przekładamy do słoiczków. Ja zrobiłam jeszcze eksperyment dodatkowy, podzieliłam to wszystko na cztery części. Do jednej dodałam rozpuszczonego mydła potasowego, do drugiego glukozydu decylowego, do trzeciego Sucragelu. Każdego po łyżce. Będę testować czy pozostawić suchą pastę czy lepiej z którymś dodatkiem. Na razie użyłam z mydłem potasowym i efekt mnie zadowala. Sąsiadka też użyła i twierdzi, że jest wygładzona 🙂
Sucragel zakupiłam kiedyś chyba w Zielonym Klubie, nie wiem czy jest jeszcze dostepny, ale ujął mnie opis, ze spontanicznie emulguje. Faktycznie. Spontanicznie.

 

Masło do ciała

W związku z tym, że postanowiłam wygładzić się i ujędrnić na zimę, powstało masełko do ciała o idealnej dla mnie konsystencji. Szczerze, zupełnie się nie spodziewałam. Pachnie bardzo delikatnie, świetnie się rozprowadza. Nie zawiera wody i przez chwilę pozostawia tłustą warstwę, ale szybko się wchłania. Zresztą, tłustą warstwę noszę na sobie zawsze 🙂
Przepis prosty, róbcie więc. Wszystkie płynne oleje wytłoczyłam samodzielnie, masła mam od Inez, a wosk od znajomego więc jestem pewna doskonałej jakości kosmetyku. Nie miałam gliceryny, wiem to dziwne, tzn mam, ale ukrytą, zatem w roli humektantu wystąpił miód.
Wosk pszczeli 32 g(tak mi się wrzuciło)
Masło kakaowe 80 g
Masło shea nierafinowane 290 g
Olej kokosowy 100 g
Olejki: kora cynamonu 2 krople, słodka pomarańcza 1g , olejek z kory cynamonu daje efekt rozgrzewający.
Miód 15 g
Witamina E , ok 10 kropli.
Wosk pszczeli, masło kakaowe i 100g masła shea rozpuściłam w kąpieli wodnej. Gdy były płynne dodałam pozostałą część masła shea. Zmiksowałam to blenderem, tym od mydła. Wsadziłam do lodówki i poszłam do sąsiadki po dziecko. Potem znów zmiksowałam, ale już mikserem do ubijania piany. Znów wsadziłam do lodówki na 5 minut, ważne jest ściąganie zastygłych tłuszczy ze ścianek miski. Przy temperaturze 40° C dodałam pozostałe oleje oraz miód. I tak kilkukrotnie miksowałam i wsadzałam do lodówki, za każdym razem ściągając ze ścianek zastygłe warstwy. Na koniec wlałam olejki. Zmiksowałam i do słoików. Myślałam o podkolorowaniu, ale w sumie po co ? Pogoda jest świetna dziś.