Menu Zamknij

Tag: olej kokosowy

Masło do ciała

W związku z tym, że postanowiłam wygładzić się i ujędrnić na zimę, powstało masełko do ciała o idealnej dla mnie konsystencji. Szczerze, zupełnie się nie spodziewałam. Pachnie bardzo delikatnie, świetnie się rozprowadza. Nie zawiera wody i przez chwilę pozostawia tłustą warstwę, ale szybko się wchłania. Zresztą, tłustą warstwę noszę na sobie zawsze 🙂
Przepis prosty, róbcie więc. Wszystkie płynne oleje wytłoczyłam samodzielnie, masła mam od Inez, a wosk od znajomego więc jestem pewna doskonałej jakości kosmetyku. Nie miałam gliceryny, wiem to dziwne, tzn mam, ale ukrytą, zatem w roli humektantu wystąpił miód.
Wosk pszczeli 32 g(tak mi się wrzuciło)
Masło kakaowe 80 g
Masło shea nierafinowane 290 g
Olej kokosowy 100 g
Olejki: kora cynamonu 2 krople, słodka pomarańcza 1g , olejek z kory cynamonu daje efekt rozgrzewający.
Miód 15 g
Witamina E , ok 10 kropli.
Wosk pszczeli, masło kakaowe i 100g masła shea rozpuściłam w kąpieli wodnej. Gdy były płynne dodałam pozostałą część masła shea. Zmiksowałam to blenderem, tym od mydła. Wsadziłam do lodówki i poszłam do sąsiadki po dziecko. Potem znów zmiksowałam, ale już mikserem do ubijania piany. Znów wsadziłam do lodówki na 5 minut, ważne jest ściąganie zastygłych tłuszczy ze ścianek miski. Przy temperaturze 40° C dodałam pozostałe oleje oraz miód. I tak kilkukrotnie miksowałam i wsadzałam do lodówki, za każdym razem ściągając ze ścianek zastygłe warstwy. Na koniec wlałam olejki. Zmiksowałam i do słoików. Myślałam o podkolorowaniu, ale w sumie po co ? Pogoda jest świetna dziś.

Mydło ubijane

                     
Mydło ubijane- jak to się robi.
Najpierw się naczytałam i nabrałam chęci. Uznałam, że tutaj potrzeba czasu więc wybrałam sobotę, a co się okazało później, wcale nie trwa to aż tak długo. Wystarczy wspomnieć, że w międzyczasie zrobiłam jedynie savon noir.
Wybrałam do tego cuda olej palmowy ( sprawa dyskusyjna, ale przepis każdy może zrobić swój), olej kokosowy, masło shea nierafinowane i oliwę pomace. Jako, że w domu mam ciepło, ubiłam olej palmowy, olej kokosowy i shea mikserem, nie roztapiając ich wcześniej. Ubijałam mikserem takim jak do bitej śmietany, takim samym też robię ciasto na naleśniki. Tłuszcze się połączyły i stworzyły bardzo gęstą masę, dokładnie jak bita śmietana. Dodałam oliwę pomace i zmiksowałam, nadal była to bita śmietana. Jednakże zauważyłam, że shea nie zmiksowało się całkowicie i w masie są grudki. Rozpuścilam zatem całość w kąpieli wodnej. I bardzo dobrze, bo zyskałam czas, podczas którego zrobiłam ług- zapomniałam wcześniej, a przecież on też powinien być zimny. Rozpuszczone tłuszcze zmiksowałam i wstawiłam do lodówki, po pół godzinie wyjęłam i zmisowałam. Wstawiłam do lodówki. Wyjęłam i zmiksowałam zbierając ze ścianek miski bardziej twardą masę. Zrobiła się bita śmietana, temperatura ok 20°-22°. W czasie gdy lodówka chłodziła przygotowałam barwniki, miski, olejki i foremki, no i oczywiście robiłam savon noir. Poszłam po ług i jeszcze musiałam go ostudzić. Poprzestałam na 22°. U mnie to temperatura pokojowa, a w zasadzie nawet już wtedy marznę😜
Wlałam ług do bitej śmietany i zaczęłam miksować, nawet jakoś specjalnie się nie przejmowałam czy powoli czy nie, i tak myślałam, że już nie wyjdzie. Miksowałam jakieś 3-4 minuty, co jakiś czas przerywałam żeby pomieszać po brzegach ręcznie, ponieważ w tym mydle problem jest taki, że budyń się nie zrobi. Cały czas jest bita śmietana, no może ciut rzadsza, szczególnie jak wleje się ług.
Gdy umówiłam się z sobą, że niby jest dokładnie zmieszane, podzieliłam masę na trzy części. Do jednej wrzuciłam kakao i olejek cynamonowy- na oko, bo chciałam uzyskać kolor, który mi wyszedł, dosypywałam aż byłam zadowolona. Zmiksowałam, bo trochę się rozrzedziło i od razu wlałam na spód formy. Drugą część zabarwiłam miką, też dosypywałam, bo kolor mnie nie zadowalał. Trzecią , białą dałam na wierzch i posypałam startym mydłem pierniczkowym. Uklepałam trochę łyżką , żeby wiorki nie fruwały. Owinęłam w futro i wyniosłam. Po 10 minutach przyniosłam, bo uznałam, że w tamtym pomieszczeniu będzie mu za zimno. Zamieszałam savon noir. Zajrzałam do bitej śmietany- była ciepła. Pomacałam i próbowałam odchylić foremkę chcąc zobaczyć jak wyszły kolory. Chyba to nie był dobry pomysł, bo trochę się oderwało i przywarło do foremki. Zawinęłam i pozostawiłam. Na 10 minut, bo potem postanowiłam pomacać i zajrzeć. I tak minęła sobota. Po ok. 4- 5 godzinach, gdy było jeszcze lekko ciepłe, wyjęłam i pokroiłam i to był dobry krok, ponieważ już zaczynało się kruszyć. W nocy zajrzałam do tych pokrojonych kostek tylko dwa razy.
Co jest tu ważnego do zapamiętania wg mnie:
Ług przygotowujemy wcześniej, żeby potem nie bawić się ze studzeniem.
Kokos i palmowy w temp pokojowej elegancko się ubijają- shea stopiłabym wcześniej, ubiłabym z tymi wyżej i wstawiła do lodówki. Unikniecie topienia całości.
Masę uznałam za gotową gdy mogłam ją odciągnąć od ścianki miski, nie że całą, ale takie wrażenie.
Masę, jeśli robimy warstwową, nie wylewam lecz nakładamy szpatułką, łyżką, czym tam rodzina pozwala.
Kroimy w miarę szybko, rano mydło już było twarde.
PH mierzyłam przed chwilą, o dziwo wyszło 9.
Mydło unosi się na wodzie i świetnie się pieni. O właściwościach pielęgnacyjnych porozmawiamy gdy nadejdzie jego czas😜

I najważniejsze: użyłam
25% olej kokosowy
25% oliwa pomace
Przetłuszczenie 5%
Wody pozostawiłam 38% i chyba dobrze zrobiłam.