Kilka dni eksperymentów i ciągłego mycia zaowocowało czterema różnymi kremami do mycia twarzy.
Wczoraj testowałam zielony z oregano i spiruliną, spokojnie można umyć nie tylko twarz, ale i całą reszte
Każdy z nich robiłam z innych składników.
Jako bazy myjącej użyłam SCI (Sodium Cocoyl Isethionate–pamiętacie go z szamponów w kostce lub w gwiezdnym pulę) lub/oraz glukozydów.
Nie po kolei, ale przedstawiam paszczomyjki:
1. Różowy z głogiem, różą i kasztanowcrm oraz olejem makowym. Dla zarumienionych i wysuszonych.
2. Błękitny dla starej arystokracji z klitorią i dąbrówką rozłogową.
3. Żółciutki z rokitnikiem dla wysuszonych i wrażliwych staruszek.
4. Zielony z zieloną glinką, oregano, fiołkiem trójbarwnym i spiruliną dla pryszczatych.
Poniżej dwa szybkie przepisy, pozostałe pozostawię jeszcze w fazie eksperymentu
Pierwszy ten różowy:
60% hydrolatu z kwiatów głogu
10% SCI (można zamienić na dowolny glukozyd, który toleruje Twoja skóra, ale wtedy będzie to bardziej mleczko niż krem)
4% glicerytu różanego
3% glicerytu z kwiatów kasztanowca
10% masła shea
3% ekstraktu z ananasa z bromelainą
1% konserwant
4% jedwabiu owsianego (to było w ramach eksperymentu, możecie dodać dowolny inny proszek ziołowy dobry dla Was, czerwoną lub różową glinkę- te szczególnie polecane do cery naczynkowej)
Wszystkie proszki rozpuszczamy w hydrolacie(zostawiłam na kilka godzin SCI i samo się rozpuściło), potem miksujemy, dodajemy gliceryty, oleje i masła. Na koniec konserwant.
Miksujemy delikatnie, żeby nie wytworzyć zbyt wiele piany. Ja wytworzyłam, zatem pozostawiła w zlewce na noc i rano jakiś czas mieszałam łyżką, żeby usunąć większość bąbelków
Żółty
Hydrolat z rokitnika 46%
SCI 10%
Gliceryt z wąkrotki 10% (możesz zamienić na inny przecież, ja robię na 60% glicerynie)
Ekstrakt z ananasa 2%
Emulgator PSC 3 3% (pewnie możesz użyć innego, ale ten fajnie zagęszcza)
Konserwant 1%
Olejek eteryczny z pomarańczy kilka kropli dla zapachu głównie dodałam)
Masło shea 15%
Olej abisyński 10%
Olej rokitnikowy 2%
W połowie hydrolatu rozpuszczamy SCI i ananasa, dodajemy gliceryt, konserwant i olej rokitnikowy (żeby nie brudzić zbyt wielu naczyń) .
Z reszty składników robimy krem czyli podgrzewany w jednej zlewce pozostałą część hydrolatu, w drugiej shea, monostearynian gluceroly, PSC3 i olej abisyński. Gdy wszystko będzie rozpuszczone wlewamy delikatnie tłuszcze do hydrolatu (temperatura ok. 70°C). Wkładamy do zimnej kąpieli wodnej, zanurzamy blender i miksujemy. Po około minucie porzucamy i wychodzimy. Wracamy gdy będzie chłodne, powinno mieć konsystencję mleczka. Wtedy dodajemy to rozpuszczone SCI ze zlewki, która czeka zapomniana. Mieszamy już tylko łyżką, żeby nie było bąbli. Zostawiamy, zgęstnie do rana.
Wiem, przepisy nie są specjalnie proste, ale to były eksperymenty. Teraz będę pracować nad ich uproszczeniem
A prawda jest taka, że jak zrobicie krem i dodacie do niego delikatny detergent to macie paszczomyjkę Starajcie się nie przekraczać 10%, bo może suszyć i ściągać peruki.
/Ewa